poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 2.

"Kto nie ma dzieci ten nie uwierzy... Jest ta­ka mała, słod­ka kruszynka, która przytuli, ucałuje, pocieszy."


W pracy stawiłam się punktualnie o 9. Zuzka okazała się bardzo sympatyczną dziewczyną, wytłumaczyła mi wszystko, a w razie czego pomogła. Do moich zadań na razie należało zbieranie zamówień, a Zuzka miała je roznosić. Szef powiedział, że to tylko na 2 dni, a później będę pracować jak normalna kelnerka. Dostałam czerwoną zapaskę i zaczęłam pracę. Nawet mój tata czasami mnie odwiedzał, choć jak mu powiedziałam o pracy to nie był zachwycony.

Tydzień zlecił mi niesamowicie szybko. Codziennie  do restauracji wpadał Grzesiek, niby na herbatę i ciastko, a tak naprawdę wypytywał Darka czy sobie radzę. Wiem to od Zuzy, bo ona jest blisko  z szefem. W sumie to nie miałam mu tego za złe, bo w końcu dzięki niemu tu pracuję.  Ostatnio częściej chodzę z ojcem na mecze młodych.  I pewnego razu spotkałam tam też Grzegorza, który siedział sobie na trybunach w towarzystwie małej dziewczynki. Ciekawe czy to jego  córka? Muszę przyznać, że ładnie razem wyglądają, choć widać, że Grzesiu jest trochę jakby przerażony. Jak zwykle po meczu czekałam na tatę, siedząc na pustych trybunach, gdy podbiegła do mnie mała dziewczynka. To ta od Łomacza.

- Stóóóóój młoda damo!- biegł za nią Grzegorz- ooo, cześć Roksana. Co ty tu robisz?

- Byłam na meczu, a aktualnie czekam na tatę.

- To ten fizjoterapeuta młodych?

- Tak, a czemu pytasz?

- Widziałem was kiedyś po meczu i się właśnie zastanawiałem.

- To twoja?- wzrok skierowałam na dziewczynkę.

- Nie, no co ty. Ja jej tylko pilnuję. To córka Ruska.

- Do twarzy ci  z nią.

- Tak, szczególnie jak mi ucieka, a ja muszę ją gonić. Paweł miał ją odebrać pół godziny temu.

- To zadzwoń do niego.

Kiedy Grzegorz dzwonił do swojego kolegi ja zajęłam się dziewczynką.

- Cześć, jestem Roksana, a ty?- podałam jej rękę

- Emilka- odpowiedziała zawstydzona

- Lubisz wujka Grzesia?
- Tak trochę.

- A chcesz iść na lody?

- Taaak- entuzjastycznie zaczęła skakać.

- To chodź do wujka, może skończył rozmawiać z twoim tatą.

-  I co? Za ile będzie?

- Powiedział, ze za godzinę, bo musi coś jeszcze z żoną załatwić.

- To dobrze.

- Dobrze?! Ja z tą diablicą nie wytrzymam ani minuty dłużej.

- To chyba będziesz musiał.

- Co?

- Obiecałam jej lody.

- O matko, za jakie grzechy!

- Spokojnie, jak chcesz to mogę iść z wami.

- Mogłabyś? Byłbym ci bardzo wdzięczny. Wiesz, nie umiem się za bardzo opiekować dziećmi.

- No pewnie, że mogę, tylko pójdę powiedzieć tacie. Zaczekajcie przed hala, a ja za chwilę przyjdę.

Jak powiedziałam tak zrobiłam i już po chwili w trójkę kierowaliśmy się w stronę rynku. Mała była zachwycona, bo mogła nas oboje złapać za rękę i co chwila skakać. Ktoś z boku mógł pomyśleć, że wyglądamy jak dobre małżeństwo. Nie miałam nic przeciwko, bo w końcu czuję  się naprawdę szczęśliwa. Kiedy dotarliśmy na miejsce, wysłałyśmy Grześka po lody, a same udałyśmy się na pobliską ławkę. Po chwili i on dołączył do nas ze słodkościami.

- Nie wiedziałem jakie smaki lubicie, więc wziąłem czekoladowe.

I w tej chwili zaczęła się prawdziwa histeria. Emilka zaczęła krzyczeć na Grześka, że nie lubi czekoladowych i jak zaraz nie pójdzie po truskawkowe to poskarży się tacie. Wszyscy na około się na nas patrzyli z politowaniem, a ja tylko się z tej dwójki śmiałam.

- Mi tam smakują czekoladowe- zwróciłam się do nieźle zmieszanego Grzegorza.

- Ulżyło mi, że chociaż ty się nie będziesz na mnie drzeć. Możesz coś z nią zrobić, bo zaraz ogłuchnę?

- Emilka, chodź do mnie, pójdziemy po truskawkowe lody. A ty trzymaj mojego loda i poczekaj tutaj.

W czasie kiedy szłyśmy do budki z lodami mała opowiadała mi, że uwielbia gnębić Łomacza i jest to jej główne zajęcie. Przyznała, że nie zajmuje jej dużo czasu wymyślanie kolejnych rzeczy, żeby tylko wkurzyć Grześka. A na pytanie dlaczego akurat on odpowiedziała, że wybiera swoją „ofiarę”, ale po kilku tygodniach daje jej spokój. Dowiedziałam się, ze robiła tak już Bartkowi Gawryszewskiemu, Mateuszowi Mice i Patrykowi Szczurkowi. Grześkowi został już tylko tydzień, a po nim zabiera się za Wojtka Kaźmierczaka. Ma mała zajęcie, nie ma co. Kiedy już wracałyśmy zobaczyłam, że Grzegorz rozmawia z Pawłem. Jak widać wyrobił się wcześniej niż przewidywał. Emilka wyrwała mi się z rąk i od razu podbiegła do taty, rzucając mu się w ramiona. A ja kiedy doszłam do całej trójki przedstawiłam się Pawłowi, powiedziałam jaką ma cudowną córeczkę i jednocześnie pożegnałam się  z Emilią. Kiedy oni odeszli Grzesiek od razu wypalił, że nigdy nie będzie mieć dzieci.

- Daj spokój, jeszcze zmienisz zdanie. Jak spotkasz kobietę, którą pokochasz całym sobą będziesz chciał, żeby dała ci taką małą kruszynkę, którą będzie tylko twoja.

- Tak, już była taka jedna. Obiecywała, obiecywała i poszła jak każda.

- Spotkasz jeszcze tą jedyną, zobaczysz.

- Chciałbym, naprawdę chciałbym, żeby tak było. 26 lat na karku, więc czas się ustatkować w życiu.

- Nie gadaj głupot, jesteś młodym, bardzo fajnym facetem.  Masz jeszcze czas na żonę, dzieci…

- Na razie myślałem tylko o dziewczynie, ale dzięki- uśmiechnął się.

- Chodź, pójdziemy na herbatę, jeśli chcesz oczywiście.

- Pewnie, że chcę, ale pod warunkiem, że będzie jeszcze ciacho.

- Byłabym głupia jakbym się nie zgodziła.

Poszliśmy do „Life Bird’a” z racji tego, że soboty i niedziele miałam wolne. Kończył się już drugi tydzień mojego okresu próbnego, więc mam nadzieję, że szef coś postanowi.  I jakie było moje zdziwienie, kiedy Darek podszedł do nas jak składaliśmy zamówienie i powiedział, że jest zadowolony z mojej pracy, co Zuza skwitowała wielkim uśmiechem. Stwierdził, że chce podpisać ze mną pełnoprawną umowę o pracę. Bardzo się ucieszyłam i z tej okazji postawiłam Grześkowi jeszcze jedno ciastko. Cieszył się jak małe dziecko, bo był wielkim łasuchem, a ja niesamowicie zadowolona z przebiegu dzisiejszego dnia zaprosiłam Grzegorza na kolacje u mnie w domu.

 

Punktualnie o 19 zadzwonił dzwonek od mieszkania. Wpuściłam Grześka i serdecznie przytuliłam go na przywitanie. Uprzedził, że nie może długo zostać, bo jutro grają mecz, na który ja obiecałam przyjść.  Przez ostatnie 2 tygodnie bardzo zbliżyłam się z Grzegorzem, ale nie wiem czy on ma takie samo odczucia co ja. Bardzo bym chciała, żeby tak było.

- A ty co o tym myślisz Roki?

- Tato, prosiłam, żebyś tak do mnie nie mówił… A o co pytałeś?

- Czy uważasz, że pan Łomacz powinien częściej do nas wpadać?

- Nie mam nic przeciwko- uśmiechnęłam się szeroko.

- No to co Grzesiu, jesteśmy umówieni na wtorek na partyjkę pokera?

- Oczywiście, przyjdę po treningu.

- Wspaniale- tato odszedł od stołu, zabierając brudne naczynia.

- Zostaw, ja posprzątam.

- Ja to zrobię, a ty zajmij się naszym gościem.

Ojciec poszedł do kuchni, a ja zostałam sama z Grześkiem. Zaprowadziłam go do mojego pokoju, gdzie usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy rozmawiać.

- Czekaj, czekaj… Jak to było? Roki, tak?

- Niestety.

- Czemu? Mi się podoba. Jeśli to cię pocieszy to na mnie wołają Gregor, ale ja to lubię.

- Hmm, Gregor. Ładnie. Na mnie Roki mówi tylko tato i bardzo mnie to wkurza.

- A jakbym ja zaczął tak na ciebie mówić, byłabyś zła?

- No nie wiem, muszę się zastanowić- oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Roki, przyjdziesz jutro na mecz?

- Przecież obiecałam. A ja zawsze dotrzymuje słowa.

 * * *
Przykro, że Zaksa wróciła z Omska bez medalu ;(
Skra wygrała z Gdańskiem i walczy o 5. miejsce z Politechniką ;)
A ja wciąż nie mogę się nadziwić grą Impelu w pierwszym meczu z Dąbrową ;D
Wszystkim, którzy prowadzą bloga polecam wpisać się na tą stronkę: http://gianamm.blogspot.com/
Pee. Ess: Nie mam pojęca, czy Paweł Rusek ma córkę i czy nazywa się Emilka ;d Imię zostało wymyślone na potrzeby opowiadania ;)
 
Jeżeli chcecie być informowani o nowościach piszcie swoje gg lub adresy blogów w komentarzach ;D A w razie pytań:
 
gg 42906624

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział 1.

"Że co prawda Inni są inni, ale dla tych Innych to ja właśnie jestem inny"


Szłam po ulicy z kapturem na głowie i wsłuchiwałam się w rytm muzyki, która wydobywała się z moich słuchawek. Chociaż mieszkam tu już miesiąc, Gdańsk nadal wydaje mi się zupełnie obcy. Nikogo jeszcze nie poznałam. Mam tylko ojca, którego i tak praktycznie nie ma w domu. Czuję się trochę  samotna, ale przyzwyczaiłam się. Teraz idę prawie pustymi ulicami Gdańska, ale cóż się dziwić skoro jest dopiero 11 godzina. W oddali zobaczyłam jakąś blondynkę w 10 cm szpilkach i lateksowych legginsach. Nienawidzę takich! Wyciągnęła z bankomatu 100 zł i nie wiem czemu to zrobiłam, ale bez zastanowienia podbiegłam do niej i wyrwałam pieniądze. Zaczęłam uciekać jednak po chwili uniemożliwił mi to jakiś mężczyzna, który złapał mnie za rękę. Cały czas mnie trzymając podszedł do tej dziewczyny, oddał gotówkę i przeprosił. To był ON.

- Dlaczego to zrobiłaś?

- W sumie to nie wiem. Zdaje sobie sprawę, ż to było głupie.

- Skoro potrzebujesz pieniędzy to najlepiej będzie jeśli je sama zarobisz.  Mój znajomy ma restauracje tutaj za rogiem. Jedna z kelnerek właśnie odeszła, bo nie dawała rady jednocześnie pracować i studiować. Byłabyś zainteresowana?

- Może...- odpowiedziałam i szybkim krokiem odeszłam.

- Ej, poczekaj! Może chociaż powiesz mi jak masz na imię?!- krzyknął, ale ja już byłam daleko.

"Dlaczego cały czas go spotykam?"- pomyślałam.

 

Wróciłam do domu i o dziwo mój tato już przyszedł z pracy.

- A ty co tak wcześnie dzisiaj?

- Chłopcy mieli tylko lekki rozruch, więc nie miałem dużo roboty. Ale wieczorem mnie nie będzie, bo o 19:30 grają mecz. I pewnie wrócę późno.

- Mogę iść z tobą?

- Jak chcesz, ale po meczu będziesz się nudzić.

- Trudno, wole to niż siedzenie w domu.

- Twój wybór córeczko. Bądź gotowa na 17:30. Chyba, że chcesz iść od razu na mecz?

- Będę pod halą o 19. Wyjdziesz po mnie?

- Dobrze.

Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Myślałam nad tym co powiedział mi ten nieznajomy siatkarz. W sumie przydałyby się jakieś pieniądze. Mam 22 lata, a utrzymuje mnie mój ojciec. Jutro przejdę się do tej restauracji i zapytam o prace.  Włączyłam komputer, puściłam muzykę i znowu położyłam się na łóżku.  Po kilku minutach odpłynęłam w świat Morfeusza. Obudziłam się chwilę przed 18, więc zaczęłam się szykować. Ojca już nie było w domu. Wzięłam krótki prysznic, uczesałam się i byłam gotowa do wyjścia. Po 30 minutach znalazłam się pod halą, zadzwoniłam do taty i już po chwili razem z nim znalazłam się w środku. Przez te wszystkie lata odcięłam się od siatkówki, ale nigdy nie przestałam jej kochać. Teraz powoli wracam do siatkarskiego świata. Może i nie będę już grać, ale zawsze mogę kibicować. Chyba zacznę częściej przychodzić z ojcem na mecze. Teraz siedzę sobie na prawie pustych trybunach i zastanawiam się, czemu ludzie nie chodzą na mecze młodzieży. Przecież to oni kiedyś będą podporą polskiej reprezentacji. No nic, mecz się zaczął, ale nie po myśli naszych. Po dwóch setach przegrywali 0:2, ale zdołali doprowadzić do tie-breaka. Niestety ostatecznie polegli 14:16 i to Bełchatów cieszył się ze zwycięstwa. Jest już po 22, czyli ojciec będzie w domu koło 1. Stwierdziłam, że nie będę na niego czekać i pójdę do domu. Pożegnałam się z nim i wyszłam z hali. Wracając, przechodziłam obok tej restauracji i faktycznie było tam ogłoszenie, że poszukują kelnerki. Rano się tam przejdę i zapytam. Gdy weszłam do domu od razu położyłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam.

Obudziłam się koło 10, wzięłam prysznic i zjadłam śniadanie. Ojciec jeszcze spał, więc go nie budziłam. Pewnie wczoraj wrócił po północy. Wyszłam z domu i swoje kroki skierowałam w stronę restauracji o wdzięcznej nazwie  „Life Bird”.

- Dzień dobry- podeszłam do jednej z kelnerek- przyszłam z ogłoszenia w sprawie pracy.

- Dzień dobry, już wołam szefa- poszła na zaplecze.

- Witam!- powiedziałam do wysokiego blondyna- Nazywam się Roksana Dąbrowska. Zobaczyłam ogłoszenie na drzwiach, że poszukujecie kelnerki?

- Tak, to bardzo pilnie. Ma pani ze sobą CV?

- Yyy, nie.

- To na jakiej podstawie mam panią zatrudnić?

- W zasadzie to nie wiem- spuściłam głowę- myślałam, że…

- Spokojnie Darek, ona jest ode mnie- odezwał się… mój nieznajomy.

- W porządku, ostatecznie mogę cię przyjąć na okres próbny. Masz 2 tygodnie, żeby mnie do siebie przekonać. Jutro o 9 masz tu być, bo o 11 otwieramy. Zuza ci wszystko powie.

- Oczywiście, dziękuję panu bardzo.

- Cześć Gregor- podał rękę siatkarzowi i poszedł z powrotem na zaplecze.

 

-Widzę, że jednak się zdecydowałaś.

- Tak, dziękuję, że się za mną wstawiłeś.

- Nie ma sprawy, mówiłem, że chętnie pomogę. Grzegorz jestem- wyciągnął rękę w moją stronę.

- Roksana- niechętnie uścisnęłam dłoń.

- Może usiądziemy?

- W zasadzie to nie rozmawiam z obcymi- już chciałam odejść.

-Chciałbym ci przypomnieć, że sama jako pierwsza podeszłaś do mnie po meczu.

- No dobrze, ale mam tylko pół godziny- nie miałam już żadnego usprawiedliwienia.

- Zuzka, podaj nam dwie kawy- zwrócił się do kelnerki- Nie obraź się, że tak zacznę naszą rozmowę, ale kim ty właściwie jesteś?

- Już mówiłam, mam na imię Roksana.

- Wiesz, że nie o to chodzi.

- A co mam ci powiedzieć?

- Czemu kilka lat temu podeszłaś do mnie?

- Po prostu zrobiło mi się ciebie żal, bo nie wszedłeś na boisko, a potem z zazdrością patrzyłeś na swoich kolegów jak rozdają autografy. Widziałam zwątpienie w twoich oczach.

- Wiesz, taka jest kolej rzeczy. Jesteś młody to grzejesz ławę. Dopiero z czasem zaczynasz częściej wchodzić na boisko. Jak widzisz ja sobie na to zapracowałem. A możesz mi przypomnieć co dokładnie mi wtedy powiedziałaś?

- To było coś w stylu, żebyś się nie poddawał i, że będziesz kiedyś dobrym siatkarzem.

- Jak teraz na to patrzę to było całkiem miłe, wtedy nie zwróciłem na to uwagi. Ale jak widzisz chyba twoja przepowiednia się sprawdziła.

- Wtedy byłam młoda i głupia. Nie wiem czemu to zrobiłam.

- Ile miałaś wtedy lat?

- Chyba tak jakoś 16. Kurczę, faktycznie to było dawno temu- uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl, że już jestem zdrowa. Chyba mój towarzysz to zauważył.

- Z czego się śmiejesz?

- Nic szczególnego. Muszę już iść.

- To może podasz mi swój numer telefonu?

- Po co? Przecież wiesz, że przez najbliższe dwa tygodnie znajdziesz mnie tutaj.

- No tak- zaczerwienił się- to do zobaczenia.

- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Do widzenia.

 * * *
"To co, teraz sobie z nich podrwimy?
Nie dziękuję, ja jestem ze Skrą zawsze!"
 
No cóż... ktoś musiał przegrać, żeby ktoś mógł cieszyć się ze zwycięstwa. Szkoda, że w tym przypadku jest to Skra ;(
A teraz bardziej o opowiadaniu ;) Mamy głównego bohatera. Zaskoczenie czy może ktoś się domyślał? ;D
Jeżeli chcecie być informowani to podajcie w komentarzach nr gg lub adresy blogów, na które mam wysyłać informacje o nowych rozdziałach.
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam:
gg 42906624
SKRA <3