czwartek, 15 sierpnia 2013

Epilog

"Mieliśmy słodkie chwile, słony pot. 
Dziś mamy kwaśne miny, gorzkie żale."



4 LATA PÓŹNIEJ:

Na czas ciąży wyprowadziłam się do ciotki do Wałbrzycha. Nie chciałam widywać się z Grześkiem, ze względu na mój rosnący brzuch. Poprosiłam też ojca, żeby nic mu nie mówił. A teraz po 4 latach wracam do Gdańska z moim kochanym synkiem. Był kropka w kropkę podobny do swojego tatusia, a co najważniejsze miał te same oczy i uśmiech. Dlatego nazwałam go Grzegorz. Tak, nadal nie przestałam go kochać, minęło tyle czasu, a ja nadal coś do niego czuję. Jadę do ojca na czas wakacji. Do tej pory to on przyjeżdżał mnie odwiedzać, więc teraz kolej na mnie.
-Tato!- krzyknęłam i podbiegłam no niego.
- Córciu nareszcie. Mówiłem, że po ciebie przyjadę.
- Nie trzeba. Pociąg nie był opóźniony, a Grzesiu przespał prawie całą podróż.
- No właśnie, a mój wnuk kochany gdzie się podziewa?- Grześ schował się za moimi nogami- Jak ty urosłeś chłopie. Niedługo będziesz taki jak dziadek.

Zostanę tu na całe 2 miesiące. W końcu porządnie odpocznę, bo mój synek dawał mi ostatnio nieźle w kość. Poszliśmy wszyscy na plaże, bo pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisywała. Rozłożyłam koc, a kiedy smarowałam Grzesia kremem do opalania zauważyłam znajomą twarz. Była to Zuzka. Podeszłam do niej i opowiadałam co się ze mną działo przez ten cały czas. Nie mogła dłużej zostać, bo miała drugą zmianę w „Life Birdzie”.   

Kiedy szłam do wody z Grzesiem ktoś na mnie wpadł. Wiedziałam, że skądś znam tą dziewczynę, ale nie mogłam sobie przypomnieć. No tak, teraz już wiem skąd. Obok niej natychmiast pojawił się Łomacz, więc to z pewnością jest Marta. Tylko nie wiem co on robi w Gdańsku. Ojciec mi mówił, że teraz gra w lidze włoskiej. Ale chwila, chwila… ale ja jestem głupia. Przecież są wakacje, więc pewnie przyjechał tu razem z reprezentacją na mecz.
- Cześć.
- Cześć. Dawno się nie widzieliśmy.
- No tak. Chciałbym ci przedstawić moją narzeczoną.- tu wskazał na Martę.
- To może ja wam nie będę przeszkadzać. Porozmawiajcie sobie spokojnie.- powiedziała sama zainteresowana, pocałowała Grzegorza i odeszła.
- Więc wam się udało- powiedziałam.
- Tak, w przyszłym roku bierzemy ślub. To twoje?- zapytał, wskazując na Grzesia.
- Tak, to mój synek.
- Więc jesteś szczęśliwa. Cieszę się, że spotkałaś właściwego faceta.
- Ja też. Bardzo go kocham i dał mi coś najwspanialszego- wzięłam Grzesia na ręce.- Strasznie się cieszę, że decyzja, którą wtedy podjąłeś była właściwa.- Grzesiek spuścił głowę w dół, widać, że go to krępowało, więc o nic więcej nie pytałam.
- A gdzie się podziewałaś przez te lata?
- Wyjechałam do cioci. – po tym zdaniu nastała niezręczna cisza.
- Muszę już iść. Wiesz, wieczorem gramy mecz, może przyjdziesz?
- Raczej nie, dla mojego synka tam będzie za głośno.
- No tak. Przepraszam. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.
- Cześć.- poszłam na koc do taty.

- Widziałem, że rozmawiałeś z Grześkiem.
- Tak. Czemu mi nie powiedziałeś, że teraz grają mecz.
- Bo wtedy byś nie przyjechała.
- No tak…
- Powiedziałaś mu?
- O czym?
- Już dobrze wiesz o czym. W końcu musi się dowiedzieć. Dziecko potrzebuje ojca.
- Sama świetnie daje sobie radę. A poza tym nie chce psuć Grześkowi życia. On jest teraz szczęśliwy z Martą i niech tak zostanie.
- Rób co  chcesz, ja idę po lody.

- ŁOMACZ! ŁOMAcZ STÓJ DO CHOLERY!- dogonił go na promenadzie.
- Ooo dzień dobry. Dalej pan pracuje w Lotosie?
- Tak. Ale ja w zupełnie innej sprawie. Słuchaj mnie uważnie. Roksana mnie zabije jeśli ci powiem, ale trudno, nie mogę inaczej postąpić.
- Zaczynam się bać.
- Słuchaj. Po waszym rozstaniu Roksana z nikim się nie spotykała. Powtarzam z nikim! Przypomnij sobie ten dzień, w którym powiedziałeś jej, że z wami koniec. Ona miała dla ciebie niespodziankę. Jakieś 8 miesięcy później urodził się mój wnuk. Dlatego wyjechała. A i jeszcze jedno, myślisz, że dlaczego nazwała syna Grzegorz? Zebrałeś to wszystko w całość?
- To… to niemożliwe.
- Tak i owszem. To prawda.
- Dlaczego mi wtedy nie powiedziała? Przecież bym jej nie zostawił.
- No właśnie. Ona nie chciała ci tego mówić, bo za bardzo cię kocha i chce, żebyś był szczęśliwy. Przepraszam, ale musiałem to zrobić.
- Gdzie ona jest?
- Siedzi na kocu z małym.

Ojciec nie wracał z lodami, a na moje nieszczęście przyprowadził ze sobą Grzegorza. Już wiedziałam co się za chwilę stanie. Spojrzałam z wyrzutem na ojca, bo wiedziałam, że nie będzie to miły moment.
-Roksana, czy to mój syn?- zapytał, a ja odwróciłam się i odeszłam . Nigdy nie odpowiem mu na to pytanie.

A teraz wyjeżdżam. Odchodzę na zawsze z życia Łomacza- mojej pierwszej i ostatniej miłości. Ale jestem mu ogromnie wdzięczna, bo pozostawił mi coś bardzo cennego. 
Dzięki niemu mam MOJĄ MAŁĄ ISTOTKĘ.

* * *

Niestety to już koniec historii Grześka i Roki. Dziękuję wszystkim za każdy przeczytany rozdział, a szczególnie tym co byli ze mną od początku. 

A teraz trochę statystyk. Mój blog czytało bardzo dużo osób z innych krajów m.in           z Kolumbii i Chile. Jestem tym mile zaskoczona.

DZIĘKUJĘ!

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 8.

„Czy tęskniłabyś za mną, gdybym wyszedł i nie wrócił? Gdybyś nie mogła mnie znaleźć wśród innych ludzi? Czy żyć beze mnie mogłabyś się nauczyć?”


Jestem z Grześkiem już od roku i chyba był to najlepszy czas w moim życiu.  Ale jak to mówią wszystko dobre co się szybko kończy. I tak było w moim przypadku, choć nie do końca.  Pozostanie mi coś, co będę pamiętać do końca życia i za to z każdym dniem dziękuję.

- Grzesiek idziemy?- głucha cisza- Grzesiek?!- powtórzyłam, tyle, że głośniej. Od kilku dni jest jakiś nieobecny. Zamknięty ze swoimi myślami.
- Coś mówiłaś?
- Nic ważnego.  Pytałam tylko czy wychodzimy już na halę. Za 2 godziny jest mecz.
- A tak, chodź idziemy.

Na meczu  Grzesiek jak zwykle grał bardzo dobrze i niczym się nie przejmował. Właśnie tak działała na niego siatkówka. Przy niej się odprężał i o nic nie martwił. A na dodatek Lotos wygrał z Olsztynem 3:2. Po meczu mój tato zaprosił Grześka do nas na obiad, ale on nie specjalnie chciał iść. Widziałam to po jego oczach. Powiedział, że jest bardzo zmęczony i pójdzie do siebie położyć się spać. Ja mu wierzyłam, bo przecież  rozegrał pięciosetowy mecz. Dziwne zachowanie Grzegorza nie dawało mi spokoju, ale postanowiłam się  tym nie martwić, bo miałam większy problem na głowie.  Od kilku dni nie czułam się najlepiej. Byłam osłabiona i bałam się najgorszego. Nie mogłam teraz znowu zachorować.  O moich obawach powiedziałam ojcu, a ten od razu wysłał mnie do szpitala na badania.

Pół godziny później już byłam w gabinecie onkologa. Sama. Nie chciałam, żeby ojciec wchodził ze mną. Powiem mu wszystko w domu, na spokojnie, bo nie chcę żeby się denerwował. Zrobiono mi szczegółowo wszystkie badania…

Gdy wracałam od lekarza nie mogłam w to uwierzyć. Nie to niemożliwe, to nie może być prawda!


Wbiegłam do domu o od razu zaczęłam krzyczeć do taty.
- Tato, tato, stał się cud!
-  Co takiego?
- Jestem w ciąży!- popłakałam się
- Co? Jak to możliwe? Przecież…
  - No właśnie ja też tak myślałam. Lekarz powiedział, że po chemioterapii będę bezpłodna. A jednak! Zobacz tutaj są zdjęcia usg. To 5 tydzień.
- Boże, dziecko to faktycznie musi być cud. To siła waszego uczucia. Chodź tu to mnie córeczko- przytulił mnie jak najmocniej i już oboje płakaliśmy ze szczęścia.
- Muszę powiedzieć o tym Grześkowi. Mam nadzieję, że się ucieszy.
- Na pewno. Przecież widać jak bardzo cię kocha.
- Już nawet wiem jak mu o tym powiem. Ale najpierw musimy iść do sklepu.
Kupiłam takie buciki (LINK), choć chciałam bardziej sportowe. Niestety nie udało mi się znaleźć Asicsów w takim rozmiarze.  Do tego włożę kopertę ze zdjęciem usg naszego maluszka. Mam nadzieję, że się domyśli.

Wieczorem zapukałam do drzwi Grześka, ale ten nie otwierał. Postanowiłam na niego poczekać na klatce schodowej. Po 15 minutach usłyszałam jak wchodzi na piętro i otwiera swoje drzwi. Nieźle się zdziwił jak mnie zobaczył. A nawet odniosłam wrażenie, że się nie ucieszył. Trudno, wiem, że miał męczący dzień. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na kanapie. Trzymałam na kolanach pudełeczko z butami i kopertą, kiedy równocześnie powiedzieliśmy do siebie „Muszę Ci coś powiedzieć”.
- Ty pierwszy- powiedziałam
- Nie, nie, ty zacznij.
- Grzesiek, przecież widzę, że coś cię gryzie.
- No dobrze. Więc… nie wiem od czego mam zacząć.
- Wiesz, że lubię bezpośredniość. Po prostu powiedz.
- Chodzi o to, że… Marta rozwiodła się z mężem.
- No dobrze, ale co ty masz z tym wspólnego?
- Zaczęliśmy się znowu spotykać. Nie potrafię cię dłużej okłamywać. Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna, ale… ja się w niej zakochałem. Chciałbym z nią spróbować ułożyć sobie życie. Przepraszam.
- Od kiedy to trwa?- próbowałam być  spokojna i opanowana.
- Ponad miesiąc temu pierwszy raz się z nią spotkałem.
- Czyli nie widzisz już dla nas szans?
- Jesteś dla mnie bardzo ważna, ale… Przepraszam- nastała głucha cisza- Dlaczego na mnie nie krzyczysz, nie wyzywasz od najgorszych? Chyba na to zasługuje.
- Jesteś z nią szczęśliwy?- zapytałam z nikłym uśmiechem.
- Tak, bardzo.
- Nie będę na ciebie zła, bo to rozumiem. Rozumiem, że chcesz z nią być, chcesz być szczęśliwy, korzystać z życia. Widocznie na ciebie nie zasługiwałam.
- To ja na ciebie nie zasługuje. Jesteś dla mnie za dobra. Obiecuję ci, ze znajdziesz kogoś, kto cię nie zrani tak jak ja i pokocha.
- Nie składaj obietnic bez pokrycia.
- Ale ty też chciałaś mi coś powiedzieć.- spojrzałam na pudełko, które nadal trzymałam w rękach.
- To… to już nieistotne.
- Na pewno to nic ważnego?
- Tak, na pewno. Mogę mieć jeszcze do ciebie prośbę.
- Oczywiście.
- Pocałuj mnie. Pocałuj mnie tak jakbyśmy już się nie spotkali. Ostatni raz.

Pewnie wiele z was zastanawia się dlaczego tak postąpiłam, dlaczego nie powiedziałam mu o dziecku. Odpowiedź jest prosta. Za bardzo go kocham, żeby niszczyć mu życie. Gdyby dowiedział się o ciąży to pewnie byłby ze mną  z litości. A tego bym nie wytrzymała. Jeśli Grzesiek jest szczęśliwy to ja też, nawet jeśli u jego boku ma być Marta.

* * *
Zmierzamy ku końcowi opowiadania ;) Został jeszcze epilog i koniec ;)
Wybieracie się na jakieś mecze ME? ;) 

DOBIJEMY DO 15 KOMENTARZY?
Pozdrawiam ;)

 Follow me on Twitter: @magdam07

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 7.

"Tak wyraźnie widzę każdy kształt, znajome twarze śmieją się. Gorący wiatr rozpala mnie, znowu jestem tam"


Niestety się nie myliłam. Jedziemy do miasta, o którym najzwyczajniej w świcie chciałabym zapomnieć. Grzegorz chyba nawet o tym nie wie, że to tu rozegrała się moja osobista tragedia. Jestem tylko ciekawa po co mnie tu przywiózł, bo przecież tutaj nie ma nic ciekawego.  Tego się obawiałam, a właśnie przejechaliśmy tabliczkę z napisem WROCŁAW.

- Możesz mi powiedzieć dlaczego tutaj przyjechaliśmy?
- Już mówiłem, że mam dla ciebie niespodziankę.
- A nie mogliśmy pojechać w inne miejsce?
- Niestety, ale nie. Tutaj jest coś wyjątkowego, co chciałbym ci pokazać.
- We Wrocławiu mnie niczym nie zaskoczysz. Mieszkałam tu zanim się przeprowadziłam do Gdańska.
- Nigdy mi o tym nie mówiłaś.
- Bo nigdy o to nie pytałeś.
- To w końcu powiesz mi dokąd dokładnie jedziemy?
- Na Ostrów Tumski.
- Po co? Katedry nigdy nie widziałeś?
- Nie zadawaj tylu pytań. Zaraz będziemy na miejscu.

Po 20 minutach zostawiliśmy auto koło Galerii Dominikańskiej i spacerkiem doszliśmy do Mostu Tumskiego. Teraz już wiedziałam co się święci. Nie na darmo Wrocławianie nazywają ten most Mostem Miłości. Grzesiek wyjął z kieszeni kłódkę z wygrawerowanymi naszymi imionami i przypiął do mostu, obok reszty. (LINK) Wręczył mi kluczyk i kazał wyrzucić do wody przez lewe ramie, tyłem do rzeki.

- Wiesz, że teraz już się ode mnie nie uwolnisz?
- Nie mam takiego zamiaru- pocałowaliśmy się.

Szliśmy dalej wzdłuż mostu, a mnie nurtowało jedno pytanie:

- Grzesiek, dlaczego jechaliśmy aż tutaj? Przecież w Gdańsku też można zwiesić kłódkę na moście.
- Tak, ale Most Tumski jest zjawiskowy. To nie to samo co u nas w mieście. To tutaj zrodziła się ta tradycja, a jak dla mnie ten most jest przepiękny, dlatego tutaj cię zabrałem.
- Dziękuję ci.- mocno się do niego przytuliłam i poszliśmy dalej.

Pokazałam Grześkowi prawie całe Stare Miasto,  bo to je znałam najlepiej. Przecież tu się wychowałam. Poszliśmy na Plac Solny, gdzie Grzegorz kupił mi pięknego słonecznika, dalej szliśmy przez Rynek i kierowaliśmy się w stronę kamieniczek Jasia i Małgosi, zatrzymując się przy kościele św. Elżbiety.

- Widzisz tą wieżę?
- No trudno jej nie zauważyć, jest ogromna. Ale chyba na niej jest punkt widokowy, idziemy?
- Nie no co ty. Chyba bym zawału dostała wchodząc po tych schodach. Ale z tą wierzą wiąże się pewna legenda. Na jej bocznej ścianie znajduje się płaskorzeźba (LINK). Bodajże w 1529 roku w normalny, biały dzień rozpętała się burza. Było samo południe. Wiatr się zerwał i góra wieży runęła na ziemię. I o dziwo żaden człowiek nie ucierpiał. Wieża przygniotła tylko jednego, czarnego kota. I właśnie legenda na tej płaskorzeźbie głosi, że tą wierzę zniosły na ziemię anioły, ponieważ nie zabiła żadnego człowieka.
- Matko, skąd ty to wszystko wiesz?
- Trochę interesuję się historią Wrocławia.

  Zwiedzając, mieliśmy niezły ubaw z Bartka kiedy pokazywałam Łomaczowi  stare baszty, które znajdowały się na terenie Bractwa Kurkowego.  

Wieczorem chciałam pojechać w jedno miejsce, często chciałam to zrobić, ale nie miałam dość odwagi. Teraz się zdecydowałam.

- Grzesiek, możesz mnie tam zawieść?- spytałam podając mu kartkę z adresem.
- Jasne, tylko musisz mnie tam pokierować. A co tam jest?
- Szpital, w którym miałam przeszczep.
- Na pewno chcesz tam jechać?
- Tak, jestem tego pewna jak nigdy wcześniej.

Gdy zajechaliśmy na miejsce cała moja odwaga gdzieś uciekła, a  ja miałam coraz więcej wątpliwości. Ale słowo się rzekło i kiedy wychodziłam z auta Grzesiek zapytał:
- Pójść tam z tobą?
- A chcesz?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
- Wiesz co, chyba lepiej będzie jak pójdę tam sama. Nie obraź się.
- Dobra, to ja czekam na ciebie  w samochodzie.

Powolnym krokiem weszłam na dobrze mi znany oddział i kiedy mijałam szpitalne sale znowu wszystkie wspomnienia wróciły. Podeszłam pod pokój pielęgniarek i delikatnie zapukałam. Słysząc „proszę”, niepewnie  otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

- Poznaje mnie pani?
- Nie za bardzo… Chociaż czekaj… Roksanka, tak? To naprawdę ty? Nie wierzę!
- Tak, to ja we własnej osobie.
- Przepraszam, zupełnie cię nie poznałam.
- No tak, trochę dziwnie wyglądam z włosami.
- Przestań, co ty wygadujesz. Ślicznie wyglądasz. Dziewczyny! Chodźcie zobaczyć kto nas odwiedził- zawołała do reszty pielęgniarek na dyżurze, a ja zostałam przez wszystkie wyściskana.
- Co cię do nas sprowadza? Mam nadzieję, że nie to co myślę.
- Nie, spokojnie. Odkąd szpik się przyjął  nie mam żadnych kłopotów. Przyjechałam po prostu do Wrocławia i stwierdziłam, że koniecznie muszę panie odwiedzić.
- To gdzie teraz mieszkasz?
- Przeprowadziłam się z tatą do Gdańska.

Rozmawiałyśmy tak dobre pół godziny, a w międzyczasie dołączyło się do nas dwóch lekarzy, w tym jeden, który był moim prowadzącym. Nieźle go wyściskałam, a przy okazji poryczałam się jak głupia. Naprawdę warto było tu przyjechać, chociaż tylko po to, żeby zobaczyć ich miny.
Teraz możemy wracać do Gdańska, choć nie wiem czy Grzesiek będzie chciał jechać nocą.

- Zostajemy tu na noc?
- Tak, jestem zmęczony i nie chcę tak późno prowadzić. Prześpimy się i rano wrócimy do domu.
- Dziękuję ci.
- Za co?
- Za ten cały wyjazd. Naprawdę  go potrzebowałam. Teraz już chyba nie będę bała się tu wracać.
- Cieszę się, że ci się podobało.  Chodź pojedziemy coś zjeść i zarezerwujemy hotel.

Czułam, że w końcu odnalazłam się w moim życiu. Niestety nie przewidziałam, że los ma dla mnie jeszcze wiele niespodzianek. Niestety tych nie bardzo przyjemnych.  Ale przecież co nas nie zabije to nas wzmocni, a to powiedzenie w moim życiu sprawdza się w 100%.

 * * *

Pod poprzednim postem pojawiły się tylko 4 komentarze ;( Niech każdy kto przeczyta rozdział niech go skomentuje ;) Nawet może być tylko głupia emotikonka ;) To naprawdę pomaga i motywuje do dalszego pisania ;)

Widzimy się w niedzielę na meczu :)

gg 42906624



Pozdrawiam!   
 tw

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 6.

„Olejmy wszystko, liczy się tylko to co teraz.  Ty jesteś blisko ,więc mogę nawet dziś umierać”



- Roki, nie oszukuj mnie, przecież widzę.
- Ale Grzesiek, to nie tak. Ja po prostu w końcu znalazłam kogoś, kto się mną zajął, przy kim czuję się bezpiecznie…
-  Kochasz mnie czy nie?
- To nie takie proste.
- Kochasz mnie czy nie?!
- Grzesiek, ja nie wiem czy to jest miłość czy tylko zauroczenie.
- Boże Roki, czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś?
- Przecież miałeś dziewczynę. Przed chwilą byłeś załamy, bo nie jesteście razem.
- Nie, nie, nie. Ja po prostu nie wiedziałem czemu ona mnie okłamała. To mnie najbardziej zabolało. Myślałem, ze nic do mnie nie czujesz i się ośmieszę jak ci powiem. A Martę poznałem na jednym z meczów, było miło, fajnie, więc myślałem, że może coś z tego być. Ale jak widzisz się myliłem. Ja też nie wiem czy to co do ciebie czuję to miłość, ale na pewno znakomicie czuję się w twoim towarzystwie.
- Nie wiem co powiedzieć. Masz do mnie pretensje, że  ci nic nie powiedziałam, a sam zachowałeś się tak samo.
- Wiem, przepraszam. Ale wiesz… skoro obydwoje coś do siebie czujemy to może… no wiesz…
- Chcesz żebyśmy spróbowali być razem?
- No właśnie tak. Chciałabyś?
- Szczerze? Na to czekałam.
- Chodź tu do mnie- Grzesiek przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Tego mi było trzeba. Dziękuję.

Wieść o tym, że „jesteśmy razem” rozeszła się błyskawicznie. Oczywiście wszystko za sprawą mojego taty, który nie umie trzymać języka za zębami. Otrzymaliśmy od wszystkich gratulacje, w sumie nie wiem z jakiego powodu. Teraz czułam się naprawdę szczęśliwa, choć cały czas pamiętałam o Dominice. Ale mój tato już się dobrze zajął jej mamą. Wydaje mi się, że coś może z tego być. Bardzo bym chciała, żeby mój tato był równie szczęśliwy jak ja.
Nawet nie wiem kiedy minął miesiąc. Grzesiek miał swoje treningi i mecze, a ja pracę w restauracji. Dalej zbierałam pieniądze na meczach dla chorych dzieci, a do współpracy zaprosiła mnie jedna z gdańskich fundacji.  Z chęcią się zgodziłam i każdą wolną chwilę dzieliłam między Grześkiem a fundacją.  A nam układało się niesamowicie dobrze.

Pewnego dnia zabrał mnie do wesołego miasteczka i bawiliśmy się jak małe dzieci. Jedliśmy watę cukrową, robiliśmy sobie zdjęcia w krzywych lustrach i nawet poszliśmy na diabelski młyn. Ale ja stchórzyłam i w końcu nie pojechaliśmy, a Grzegorz do końca  naszego spotkania śmiał się ze mnie. Tak koło 23 wracając do domu weszliśmy do pobliskiego parku i usiedliśmy na ławce. Nagle Grzesiek podszedł do drzewa i swoją drogą nie wiem skąd, wyjął nóż i zaczął strugać na korze nasze inicjały. To było dziwne, ale na swój sposób romantyczne.
- Grzesiek chodź tu usiąść, chcę ci coś powiedzieć.
- Słucham cie moja droga.- złapał moją dłoń.
- Chyba już czas poważnie porozmawiać.
- Zaczyna się groźnie. Mam się bać?
- Czy bać to nie wiem, a czy będzie miło to zależy od ciebie.
- Teraz to już nic nie rozumiem.
- No, bo jesteśmy razem już ponad miesiąc. Chyba czas na jakieś deklaracje…
- Mów dalej.
- Nie wiem jak to wygląda z twojej strony, ale ja już jestem pewna, że…
- Że…?
- Kocham cię.- w końcu to z siebie wydusiłam.
- Ja ciebie też.
- Co?!
- Ja ciebie też kocham- tym razem krzyknął
Po chwili nasze usta spotkały się ze sobą, ale był to inny pocałunek niż dotychczas. Ten był przepełniony prawdziwym uczuciem.

Ogarniało mnie wszechobecne szczęście. Spełniło się moje marzenie, a mianowicie to, że spotkam prawdziwą miłość. U mojego ojca również układał się dobrze, nawet bardzo. Zaczął się spotykać z mamą Dominiki. Cieszyło mnie to, bo może chociaż na chwilę uda jej się zapomnieć jaka tragedia ją spotkała.

Koniec sezonu ligowego. Lotos skończył na 8 pozycji, a jedynym pozytywem całej tej sytuacji jest, to że zaczyna się sezon reprezentacyjny. I taj jak się spodziewałam Grzesiek dostał powołanie. Cieszyłam się chyba bardziej niż on, pewnie dlatego, że dla niego to jest normalne. Od kilku lat regularnie jest powoływany do szerokiej kadry. W przeddzień wyjazdu do Spały zaprosił mnie do siebie na kolacje. Tak jak wypadało,  ubrałam się stosownie do okazji i poszłam do Grześka. Otworzył mi w cudownym garniturze. Wyglądał jeszcze lepiej niż podczas naszego wyjścia do teatru.
- Prześlicznie wyglądasz- powiedział, a ja się zarumieniłam.
- Dziękuję, ty też nie odbiegasz od normy- oboje zaczęliśmy się śmiać.

Poszliśmy do salonu, a mnie ukazał się pięknie przystrojony stół i pełno świec.
- Sam to zrobiłeś?
-Taaak.
- Coś mi się nie wydaję.
- No może z małą pomocą Gawryszewskiego.
- Wiedziałam!- powiedziałam z satysfakcją
- Już się tak nie ciesz, on mi tylko pomagał w gotowaniu, resztę zrobiłem sam tymi oto rękoma- uniósł ręce w geście triumfu.
- Oh, no tak. Widzę ten trud na twoich spracowanych dłoniach.
Oboje się zaśmialiśmy, ale Grzegorz nagle spoważniał.
- Mam coś dla ciebie.
- Czyżbym zapomniała o  jakiejś ważnej okazji?
- Nie, to ja chciałbym ci coś podarować, tak bez okazji. Zamknij oczy.
Zrobiłam co mi powiedział, a on stanął za mną i szepnął do ucha: „Obiecaj mi, że nigdy go nie ściągniesz”. Założył mi na szyi srebrny łańcuszek z  prześliczną zawieszką  <LINK>
- Nie wiem co powiedzieć.
- Wystarczy tylko tyle, że tego nie zdejmiesz.
- Obiecuję.
- Mam jeszcze jedną niespodziankę dla ciebie.
- I jak ja ci się później odwdzięczę?
- W zupełności wystarczy mi twoja dozgonna miłość.
- Masz to jak w banku.
- Więc za tydzień w weekend jak przyjadę ze Spały to zabieram cię na krótką wycieczkę.
- Dokąd?
- To niespodzianka.
- Coraz  bardziej mnie zaskakujesz.
- I o to chodzi.


Zostałam u Grześka na noc, a rano pożegnałam się z nim i poszłam do domu. Ten tydzień niemiłosiernie mi się dłużył.  Z niecierpliwością czekałam na dzień, w którym znowu będę mogła przytulić się do Grześka.  Kiedy w końcu go zobaczyłam z okna restauracji, od razu wybiegłam i rzuciłam mu się na szyję.  Zabrał mnie do auta i ruszyliśmy w podróż. Po ok.5 godzinach już wiedziałam gdzie jedziemy, znałam tą okolicę.  Kompletnie mnie zamurowało, bo nie chciałam tu wracać, nie teraz.

* * *
Jak myślicie, dokąd Grzesiek zabiera Roki?

Mecze z Brazylią nie poszły nam najlepiej, ale cieszy, że nasza gra uległa poprawie.
Widzimy się 7 lipca w Hali Stulecia ;)
Pozdrawiam Wszystkich serdecznie!

KOMENTUJCIE- TO POMAGA

gg 42906624

SIATKARSKI ŚWIAT MULINY <LINK>
SIASS

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 5.


"Ja kiedy Go widzę zawsze odpalam marzenia. I wiesz, że widzę tam siebie w roli głównego bohatera"


- Roksana, możesz tu przyjść?- zawołał mnie tato z kuchni.
- No co jest?
- Dzwoniła do mnie mama tej chorej dziewczynki i wczoraj się z nią spotkałem.
- I co? Jak ona się trzyma?
- Kiepsko z nią, ale mam dobrą wiadomość. Okazało się, że Dominika ma taką samą grupę krwi jak ja, więc postaram się jej pomóc. Jutro idę na badania i dowiemy się czy mogę być dawcą.
- Ale tato…
- Nic się nie martw. Dla Dominiki to wielka szansa, jej  życie jest zagrożone i może umrzeć.
- Tak, wiem. Dziękuję, że chcesz to dla niej zrobić.
- Przecież wiem. Ty dostałaś od Boga drugą szansę, a ja spróbuje ją dać tej małej. A poza tym jeszcze nie wiadomo czy mogę oddać jej swoją  krew.
- Na którą idziesz do szpitala?
- Mam tam być na 11.
- Zwolnię się z pracy i pojadę z tobą.
- Nie możesz , przecież dopiero zaczęłaś tam pracować.
- Przecież wiesz jakiego to dla mnie ważne, tato.
- No dobrze.

Po południu poszłam do Grześka, bo obiecałam mu, że opowiem mu całą moją historię. Nie będzie to łatwe, bo Łomacz staje się ważną częścią mojego życia, ale on chyba o tym nie wie.  Potrzebuję teraz tej rozmowy, potrzebuje się w końcu wygadać.  I chyba trafiłam na dobrego słuchacza.
- Cześć- przywitał mnie- proszę siadaj. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję, chcę mieć to już za sobą.
-No dobrze, to mów, a ja słucham.
- Tylko proszę, nie przerywaj mi.
- Dobrze.

- …Wtedy już wiedziałam, że nie zostało mi dużo czasu i poszłam na, jak wtedy myślałam, ostatni już mecz.  Zobaczyłam Ciebie i dalej się już potoczyło. Dawca, przeszczep no i udało mi się.  A resztę historii już znasz.- zastałam głuchą ciszę- Czemu nic nie mówisz?
- Lekko mnie zatkało. Nie sądziłem, że aż tyle przeszłaś.
- No widzisz, pozory mylą.  Pójdę już, jutro pogadamy.
Nie odezwał się już, a ja wyszłam z jego mieszkania. Poczułam ogromną ulgę, że już nie muszę tego przed nim ukrywać.  W tym tygodniu działo się bardzo dużo. Okazało się, że ojciec może być dawcą dla Dominiki. Za tydzień ma się odbyć operacja. Bardzo się stresuję, chyba bardziej niż tato.

I w końcu nadszedł ten dzień.  Na korytarzu przed salą operacyjną czekałam razem z mamą małej na jakiekolwiek wieści. Ku mojemu zdziwieniu w szpitalu pojawił się Grzegorz. Nie mam pojęcia skąd się o tym dowiedział, bo ja mu nic nie mówiłam. No ale nic, ważne, że jest.  Po ok. 2 godzinach z bloku wyszedł lekarz i powiedział, że operacja się udała. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą i czekaliśmy na dalsze wieści.

Od tej pory całe dnie spędzałam w szpitalu i wszystko szło jak najlepiej. Dominika czuła się dobrze, a jej mama była pełna nadziei. Niestety wszystko zaczęło się psuć.  Po 2 tygodniach zadzwoniła do mnie mama małej, cały czas płakała i nic nie mogła z siebie wydusić. Wtedy zrozumiałam, że stało się najgorsze. Okazało się, że przeszczep się nie przyjął, a Dominika… umarła.
Teraz opowiem wam wszystko w wielkim skrócie. Na pogrzebie Dominiki pojawiłam się z tatą i Grzegorzem. Był dla mnie ogromnym oparciem, bo bardzo emocjonalnie zaangażowałam się w tą sprawę. Jej mama kompletnie się załamała.
- I jak się trzymasz?- zapytał po wszystkim Łomacz.
- Dobrze. Jak sobie pomyślę, że to mogło spotkać mnie to…- rozpłakałam się, a Grzesiek mocno mnie przytulił.
- Nie mów tak, ciesz się z tego, że żyjesz.
- Chodźmy już do domu.
- Chcesz, żebym został z tobą na noc?
- A mógłbyś?
- No pewnie. Chodź.

Od tego czasu bardzo zżyłam się z Grzegorzem, ale chyba to był błąd. Dawałam sobie złudne nadzieję, a potem płakałam całą noc, kiedy Łomacz przedstawił mi swoją dziewczynę. Byłam wściekła, a jednocześnie cholernie zazdrosna. Postanowiłam się od niego odizolować, bo niedługo się od niego uzależnię. Dla odmiany u mojego ojca było coraz lepiej. Zaczął dużo czasu spędzać z mamą Dominiki. 

Pocieszał ją i wspierał. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnią.
Często chodziłam na grób Dominiki i opowiadałam jej co się dzieje u mnie w życiu. Mogłam wtedy się wypłakać i ponarzekać na Łomacza i jego Martę.  Raz przyszedł z nią do mojej restauracji na herbatę i ciastko, tak jak kiedyś ze mną. Zrobiło mi się przykro i chyba Grzesiek to zauważył.  Nagle do ich stolika podszedł jakiś mężczyzna, zaczął się wydzierać i pociągnął Martę za rękę. Wyprowadził ją z restauracji, a ja podeszłam do Grzegorza, który siedział załamany.
- Co się stało? Co to był za facet?
- W co ja się wpakowałem?
- Ale co się stało?- głucha cisza-Jak chcesz to przyjdź dzisiaj do mnie to pogadamy.
Łomacz wyszedł, a ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Nie chciałam, żeby  ta dziewczyna skrzywdziła Grześka, a chyba tak się stało. Po pracy szybko wróciłam do domu z nadzieją, że jednak przyjdzie. I się nie myliłam.

- Roksana, masz gościa.- zawołał tato.
- Domyśliłam się. Chodź do mojego pokoju, porozmawiamy.- zwróciłam się do Grześka.

- Możesz mi powiedzieć co się wydarzyło w restauracji.
- No, bo…- położył mi głowę na kolanach, a ja zaczęłam go głaskać po włosach- Okazało się, że Marta ma męża.
- O kurde… tego się nie spodziewałam.
- No właśnie. A ja po prostu chciałbym się w końcu zakochać.

„Oj Łomacz, Łomacz,  gdybyś tylko otworzył oczy i zobaczył co się wokół Ciebie dzieje…”

Gadaliśmy jeszcze przez godzinę, a potem Grzesiek zasnął na moim łóżku.  Wyszeptałam „dobranoc” , pocałowałam  w czoło i wyszłam po cichu z pokoju. Sama położyłam się spać na kanapie.

Rano, kiedy się obudziłam mojego taty już nie było, a Łomacz siedział w kuchni z rękoma opartymi o blat stołu. I jakie było moje zdziwienie kiedy odwrócił się w moją stronę i zapytał:
- Powiedz mi, od kiedy?
- Co od kiedy?- udawałam głupią.
- Od kiedy dla ciebie to jest coś więcej niż przyjaźń?
A mnie kompletnie zamurowało.

* * *
Bardzo przepraszam za długą nieobecność!
Już niedługo startuje Liga Światowa, ale przed tym mecze towarzyskie z Serbią. Wybiera się ktoś do Milicza lub na spotkania LŚ? ;)
Witamy Bartka we Włoszech ;)
Zapraszam również do SIATKARSKIEGO ŚWIATA MULINY <KLIK>
Pozdrawiam ;)

gg: 42906624

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 4.

"Od tak możesz zniknąć w mig, gdy ktoś z długą brodą u góry zrobi palcami pstryk"

Szef zaproponował mi coś, czego się nie spodziewałam.  Podobno mój ojciec powiedział mu, że będę idealną osobą do tego zajęcia, a mam nadzieję, że nie naopowiadał mu za dużo szczegółów. Otóż w środę na meczu Lotosu mam chodzić z puszką i zbierać pieniądze na leczenie 5-letniej Dominiki, która choruje na białaczkę. Chętnie wesprę taką inicjatywę, ponieważ wiem jak to jest, a przy okazji, tak jak obiecałam Grześkowi, będę na meczu. Podziękowałam prezesowi i powiedziałam, że będę pół godziny przed rozpoczęciem spotkania. Nie czekałam na Łomacza, aż skończy trening tylko pomachałam mu ręką na pożegnanie. Kiedy wróciłam do domu nie zastałam już taty, bo pewnie poszedł do młodych i się minęliśmy w drodze.  Postanowiłam więc, że pójdę się jeszcze przespać zanim ojciec wróci.

W środę od razu po pracy poszłam na halę, a tam do pokoju prezesa. Dostałam puszkę oraz koszulkę, którą miałam założyć. Nie powiem, ludzie są dość hojni jeśli chodzi o cele dobroczynne. Bardzo mnie to cieszy, że mogę pomóc w takiej sprawie. Jeśli chodzi o sam przebieg meczu to trener dał dzisiaj odpocząć  Grześkowi, który co chwila odnajdywał mnie wzrokiem, stojąc w kwadracie dla rezerwowych.  Łomacz wchodził tylko na krótkie zmiany w pole serwisowe i zdobył jednego asa. Mecz zakończył się wygraną Lotosu 3:0, a ja miałam okazję zobaczyć się i porozmawiać z Dominiką, która zajmowała honorowe miejsce  zaraz za bandami reklamowymi. Okazało się, że to bardzo miła i radosna dziewczynka mimo swojej choroby. Mam nadzieję,  że uda jej się doczekać  przeszczepu. Po chwili podbiegł do mnie Grzesiek i powiedział, ze zaraz po stretchingu  i kontroli antydopingowej przyjdzie do mnie i razem pojedziemy do jego mieszkania. Mnie nie pozostało nic innego jak czekać pod tylnym wyjściem z Ergo Areny.  Po pół godzinie pojawił się Łomacz z czarną torbą treningową na ramieniu. Weszliśmy do jego auta i podjechaliśmy pod jego blok.  Na górze Grzesiek zaparzył herbatę i położyliśmy się na kanapę.
- Oglądamy jakiś film?- zapytałam.
- No dobra, ale co?
- No nie wiem, może komedia, albo dramat?
- Zdecydowanie dramat.  Mam „Zieloną mile”, może być?
- A nie będziesz się śmiał jak się rozpłacze?
- Nie, ja też wymiękam przy tym filmie.
- No dobra to puszczaj.
Oglądaliśmy już dobrą godzinę, gdy zauważyłam, że Grzesiek zasnął. Wyłączyłam telewizor, przykryłam kocem i zaczęłam mu się bacznie przyglądać. Oddychał miarowo i był taki spokojny, a ja poczułam dziwne ukłucie w żołądku. Czyżby to miało coś oznaczać?

Ten tydzień bez Zuzki minął bardzo szybko. Może dlatego, że zaraz po swoim treningu wpadał do mnie Grzesiek, żeby mnie wesprzeć psychicznie. A ja coraz bardziej zaczęłam się uzależniać od tego człowieka. Czy to jest możliwe, żeby zakochać się po niecałych dwóch miesiącach znajomości?  Wątpię, to pewnie zwykłe zauroczenie, które po pewnym czasie minie.  Jestem strasznie głupia.

Po tamtej środzie regularnie chodziłam na mecze Lotosu z puszką, żeby zbierać pieniądze dla chorych dzieci. I jakie było moje dziwienie kiedy zadzwonił do mojego taty prezes i powiedział, że muszę koniecznie do niego przyjść. Więc szybko się  ubrałam i pobiegłam na hale.
- Witam. Chciał się pan ze mną widzieć- weszłam do jego gabinetu.
- Tak, proszę usiąść. – nastała głucha cisza.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale czy może pan powiedzieć o co chodzi?
- A tak, przepraszam. Już mówię. Chodzi o to, że… wiem, że bardzo się pani zaangażowała w sprawę Dominiki. I właśnie…
- Mógłby pan przejść o sedna sprawy?
- Oczywiście. Dzwoniła do mnie pani Olga, jej mama,  mówiła, że Dominika gorzej się poczuła i zabrało ją pogotowie.
- Kurczę…
- No właśnie, pani Olga się kompletnie załamała. I tu pojawia się moja prośba, żebyś pojechała do  niej i wsparła ją na duchu.
- Nie wiem czy będę umiała, ale spróbuje.
- Bardzo ci dziękuję. Nie wiedziałem do kogo się zwrócić, a też bardzo chcę pomóc tej dziewczynce.
- Dobrze, że pan do mnie zadzwonił. Jeszcze dzisiaj tam pojadę.
- Świetnie, jeszcze raz bardzo dziękuję.
- Nie ma sprawy, do widzenia.
- Do zobaczenia.

Na korytarzu hali natknęłam się na  Mateusza Mikę.
- Nie wiesz może gdzie jest Łomacz?
- Chyba jeszcze w szatni, a co?
-  Potrzebuję jego pomocy, a właściwie to jego auta.
- Dobra, dobra, o nic nie pytam. Pospiesz się to go jeszcze złapiesz.
- Ok, dzięki wielkie.
- Nie ma sprawy. Powodzenia.

Szłam w stronę szatni i już miałam pukać gdy ktoś przywalił mi drzwiami. A właściwie nie ktoś, a konkretnie Łomacz.
- Jezu, nic ci nie jest?- spytał przerażony.
- Nie, wszystko w porządku. Właśnie cię szukałam, bo mam sprawę.
- Jak to mówią Francuzi: Je suis tout oreilles. Samica mnie tego nauczył- puścił mi oczko.
- Mógłbyś mnie zawieść do szpital?
- Co się stało? Coś nie tak z twoim tatą?
- Nie, z ojcem wszystko w porządku.
- To o co chodzi?
- Wszystko ci wyjaśnię po drodze jak mnie zawieziesz?
- Jasne, chodźmy.

Kiedy dojechaliśmy do szpitala i weszliśmy na oddział od razu zobaczyłam zapłakaną kobietę, która siedziała na jednym z krzesełek. Przysiadłam się do niej.
- Dzień dobry. Nazywam się Roksana Dąbrowska i na ostatnim meczu Gdańska zbierałam pieniądze na leczenie pani córki. Prezes klubu zadzwonił do mnie i powiedział, że Dominika gorzej się poczuła.
- Nie wiem co się stało. Normalnie się bawiła i nagle upadła na podłogę. Zadzwoniłam po pogotowie i...- wybuchła płaczem, a ja mocno ją do siebie przytuliłam.
- Ale żyje prawda?- sama nie wytrzymałam i się popłakałam.
- Tak, ale lekarze mówili, że mało brakowało. Jak najszybciej potrzebny jest przeszczep, inaczej może się to skończyć tragicznie.
- Wiem co pani czuje.
- Niby skąd drogie dziecko?
Trochę mnie zatkało. Nie myślałam, że będzie się dopytywać, ale postanowiłam, że wszystko jej powiem.
- Ja też przeżyłam tą chorobę. To było kilka lat temu…- opowiedziałam jej moją historię.
Kątem oka widziałam jak Grzesiek siedzi i nie może w to uwierzyć. Nigdy jeszcze nikomu o tym nie opowiadałam, a on chyba nie był przygotowany na takie zdarzenie. Przysłuchiwał się naszej rozmowie, a oczy wychodziły mu z orbit.
-…więc pomogę szukać dawcy dla Dominiki.
- Naprawdę, będę bardzo wdzięczna. Jesteś nieoceniona.  A jak twoją chorobę znieśli rodzice?
-  Tato bardzo mnie wspierał i pomagał. Nie załamał się tylko walczył razem ze mną. A mama chyba się wystraszyła. Nie mam z nią teraz kontaktu.
- Bardzo dużo przeszłaś jak na swój wiek. Jesteś bardzo dzielna.
- Dziękuję bardzo, ale nie poradziłabym sobie gdyby nie mój tato. Jego pomoc była wtedy nieoceniona. Dlatego niech pani też się nie załamuje. Lekarze zrobią wszystko , żeby uratować pani córkę.             
- Wiem, wiem. Ale dłużej nie zniosę tej bezsilności.
- Mam pomysł. Ja dam pani mój numer i jak będzie pani chciała z kimś porozmawiać to proszę zadzwonić. Myślę, że mój tato też chętnie z panią porozmawia.
- Dziękuję ci bardzo drogie dziecko.

Po wyjściu ze szpitala Łomacz dalej nie wydusił z siebie ani słowa. Dopiero w aucie odważył się odezwać.
- Nie wiedziałem o twojej chorobie.
- Nie chciałam ci teraz o tym mówić, bo byś się przestraszył i uciekł jak każdy. A ja w końcu czuję, że spotkałam kogoś wyjątkowego…

* * *
Na początek chciałam Wszystkich przeprosić za opóźnienie. Mam nadzieję, że mnie nie zlinczujecie ;D

A więc witam wszystkich po emocjonującym weekendzie. Jednak po raz drugi Mistrzem Polski jest Resovia ;) Wielkie gratulacje, bo przecież wszyscy wiemy, że Mistrzostwo trudno jest zdobyć, ale jeszcze trudniej jest bronić ;) I wielkie brawa dla ZAKSY ;D
To teraz zostaje czekać na naszą kochaną reprezentacje ;) 
Zostaje jeszcze jedna sprawa, a mianowicie transfery ;d Chyba największym zaskoczeniem będzie jeśli Kurek wróci do Polski, bo takie plotki też mają miejsce. A jaki transfer Was zaskoczył?

Powodzenia dla wszystkich 3- klasistów, którzy piszą egzaminy. Ja na szczęście mam już to za sobą ;)

KOMENTUJCIE, BO TO POMAGA ;D

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 3.

"Wiem, że to złe, ale później dasz mi pokutę, teraz posiedźmy w ciszy przez minutę"
 
 
 
Hmmm, mecz jak mecz. Bez większej historii , bo Gdańsk, tak jak przewidywano, przegrał 0:3 z Delectą Bydgoszcz. Ale martwiła mnie inna rzecz, a mianowicie to, że nic nie pamiętam z tego spotkania, bo cały czas gapiłam się na Łomacza. Na jednej z przerw technicznych chyba to zauważył, bo posłał mi szeroki uśmiech, który oczywiście odwzajemniłam. Kurczę, co ja sobie myślę. Znam go dopiero od 2 tygodni, a ja jak głupia wyobrażam sobie nie wiadomo co.  Po meczu porozmawiałam chwile z Grześkiem i poszłam do domu. Nie chciałam mu przeszkadzać, bo widziałam, że jest zmęczony. Niestety mój ojciec nie był na tyle domyślny i zadzwonił do niego, żeby do nas przyszedł. W czasie kiedy kłóciłam się o to z ojcem, zadzwonił dzwonek, a w progu drzwi pojawił się Grzegorz. Ojciec zaczął go przepytywać o przebieg meczu i inne tego typu rzeczy, a jak dalej siedziałam na niego wściekła. Poszłam więc do mojego pokoju i trzasnęłam drzwiami. Coś mi się wydaje, że Łomacz przypadł mojemu tacie do gustu i będzie chciał mnie z nim zeswatać. Jego niedoczekanie. Jak będę chciała to sama sobie znajdę męża.  Położyłam się na łóżku ze słuchawkami w uszach i rozmyślałam nad jutrzejszym  dniem. Zuzka wzięła sobie na tydzień wolne, więc będą to moje pierwsze samodzielne dni w pracy. Boję się, że nie dam sobie rady. No, ale cóż… życie, jak to mówią. Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale nagle nad moją głową pojawił się nie kto inny jak Grzegorz.
- Może byś zapukał?- powiedziałam zgryźliwie.
- Pukałem, ale nie słyszałaś, bo miałaś słuchawki na uszach- położył się obok mnie na łóżku.
- Czego chcesz?- obróciłam się do niego twarzą.
- Co się stało? Na meczu było wszystko w porządku, a teraz jesteś wkurzona.
- Nic takiego, po prostu ojciec mnie zdenerwował i tyle. Nie wnikajmy. – nastała chwila ciszy- Pewnie jesteś zmęczony. Chcesz się przespać?
- A mógłbym?
- No pewnie. Dobranoc- odwróciliśmy się do siebie plecami  i poszliśmy spać.
 
Kiedy się obudziłam, miejsce obok mnie było puste. Zegarek w mojej komórce pokazywał  już 22, więc Grzesiek na pewno poszedł już do domu. Wstałam, poszłam się umyć i dalej położyłam się spać.
Rano w pracy czekała na mnie miła niespodzianka, a mianowicie szef powiedział, że zamykamy dzisiaj wcześniej, więc będę miała więcej wolnego czasu.  A co najważniejsze mniej czasu spędzę sama w lokalu. Po południu, kiedy już wychodziłam, zauważyłam, że pod „Life Bird’em” stoi Grzesiek.
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem po ciebie, nie widzisz- uśmiechnął się szeroko.
- Skąd wiedziałeś, że kończę wcześniej?
- Chyba zapomniałaś, że Darek to mój kolega.
- Fakt. A w sumie to po co po mnie przyszedłeś?
- O matko, kobieto. Czy ty musisz zadawać tyle pytań? Przyszedłem, bo chciałbym cię zaprosić na dzisiaj do teatru. Zgadzasz się?
- To bardzo ciekawa propozycja, bo dawno nigdzie nie byłam. Z przyjemnością ci potowarzyszę.
- To świetnie. Przyjdę po ciebie o 19.
- Dobrze, będę gotowa. Do zobaczenia.- odeszłam w stronę domu.
Wracając do domu naszłam mnie jedna myśl: w co ja się ubiorę? Nie mam ani jednej sukienki, a do teatru wypada założyć coś eleganckiego. Nie pozostało mi nic innego jak wybrać się na zakupy, czego szczerze nie znoszę.  No nic, trzeba będzie przeboleć. Kiedy byłam już w domu i oznajmiłam tacie, że idę do teatru stwierdził, że dobrze mi to zrobi, ale kiedy dowiedział się z kim idę to oszalał z radości i od razu zaproponował pomoc przy wyborze kreacji. Tak więc niecałą godzinę później byłam już z nim w Galerii Bałtyckiej.  Nie zajęło mi dużo czasu szukanie sukienki i butów, bo jak już wcześniej wspominałam nie lubię zakupów.  Około 17 byliśmy już w domu, więc zaczęłam się powoli szykować. Kiedy się umyłam to zaczęłam robić włosy, które tylko lekko pofalowałam. Ubrałam się w sukienkę, a kiedy zakładałam szpilki rozległ się dzwonek do mieszkania. Poszłam otworzyć i mnie zamurowało. Stałam i jak głupia gapiłam się na garnitur  Grześka.
- Wszystko w porządku- zapytał.
- Z góry przepraszam za to co teraz powiem, ale wyglądasz nieziemsko.
- Dziękuję bardzo, ty też wyglądasz olśniewająco. – oblałam się rumieńcem- chodźmy już.
Grzegorz wziął mnie pod rękę i zaprowadził do auta. Całą drogę żadne z nas się nie odezwało, aż do momentu wejścia do teatru.
- Na co idziemy?- zapytałam.
- Spektakl nazywa się „Kuszenie cichej Weroniki”.
- Brzmi intrygująco- dodałam i już zajęliśmy swoje miejsca.
Muszę przyznać, że przedstawienie było bardzo ciekawe tylko dziwiło mnie zachowanie Grześka. W przerwie między aktami nie odezwał się do mnie ani jednym słowem co nie było do niego podobne. A kiedy zapytałam się czy coś się stało, odpowiedział tylko suche „Nic”. Dałam mu spokój, bo stwierdziłam, że jak będzie chciał to sam mi powie. Kiedy spektakl dobiegł końca, rozległy się gromkie  brawa. Łomacz wstał, pociągną mnie za rękę i zabrał w stronę samochodu.
- Czemu tak szybko wyszliśmy?
- Przepraszam cię za moje zachowanie. Jedźmy już do domu.
Po raz kolejny nastała głucha cisza podczas jazdy. Podjechaliśmy pod mój blok i wtedy postanowiłam przerwać to milczenie.
- Wejdziesz na górę?
- Nie chcę przeszkadzać, twój tata pewnie śpi.
- On na pewno się ucieszy, że przyszedłeś.
- Mimo to nie skorzystam z zaproszenia. Przepraszam, ale chcę się wyspać.
- Rozumiem. Do zobaczenia.
Na  pożegnanie dał mi  buziaka w policzek, a mnie przeszły przyjemne dreszcze po całym ciele. Bez słowa odjechał, a ja stałam jak zaczarowana i patrzyłam jak auto znika za zakrętem. W końcu się opamiętałam i poszłam do mieszkania, co chyba nie było dobrym pomysłem. Kiedy tylko przekroczyłam próg, ojciec zalał mnie lawiną pytań.
- I jak było, fajnie?  Całowaliście się? Czemu nie zostałaś u niego na noc?
- Tato, uspokój się, to był tylko wypad do teatru. Nic więcej, więc nie doszukuj się jakiś teorii. A w ogóle coś ty sobie ubzdurał z tym całowaniem?
- Nie oszukujmy się, przecież widzę, że cię do niego ciągnie.
- Nie chcę nic mówić, ale jedyną osobą, która przymila się do Grześka jesteś ty.
- Chyba śmieszna jesteś córeczko.
- Dobra, zakończmy ten żenujący temat. Idę spać, dobranoc tatusiu- dałam mu buziaka w czoło i poszłam do swojego pokoju.
Nawet mi się nie chciało wykąpać tylko od razu przebrałam się w koszulkę do spania i położyłam na łóżku.  Mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć, bo cały czas myślałam o co mogło chodzić Grześkowi.  Kiedy już zasypiałam dostałam od niego krótkiego sms-a: „Kolorowych snów ;)”. Mimowolnie się uśmiechnęłam  i odpłynęłam.
Rano obudziły mnie głośnie śmiechy dochodzące z salonu. Gdy tam przyszłam, zastałam mojego ojca i Grześka, o dziwo w dobrym humorze.
- Cieszę się, że już ci przeszło- zwróciłam się do Łomacza.
- No tak, ja właśnie w tej sprawie. Chciałbym cię za to przeprosić. Mieliśmy się wczoraj dobrze bawić, a ja wszystko popsułem.
- Ale ja się nie gniewam. Mimo wszystko było bardzo miło.
- Właśnie chciałbym ci to zrekompensować.
- Naprawdę nie trzeba.
- Ale ja chcę. Tak, więc zapraszam cię w środę na mecz. Obiecuję, że będę bardziej rozmowny.
- Dobrze, z chęcią przyjdę. I ty przyszedłeś z samego rana, tylko po to żeby mi to powiedzieć?
- Widzisz jaki porządny chłopak- wtrącił się ojciec.
- Tato, proszę cię- popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Już się nie odzywam. Dokończ Grzegorzu.
- Tak więc jak mówiłem mam też inną sprawę. Prezes naszego klubu chce z tobą porozmawiać. Z góry uprzedzam, że nie wiem o co chodzi.
- Teraz mam iść?
- No jakbyś mogła to tak. Tylko się pospiesz, bo za godzinę mam być na hali.
- Już idę, idę. Nie denerwuj się tak. Za pół godziny jestem gotowa .
- No ja mam nadzieję.
Poszłam się umyć i ubrać. Rozczesałam włosy i byłam gotowa.
- Chodź już.- zawołałam do Grześka.
- Już? Faktycznie jesteś szybka. Chodźmy.
 * * *
A więc wielki finał między Zaksą a Resovią ;) Ja jestem bardziej za kędzierzynianami ;) A Wy?
Coś nie widzę wielu komentarzy pod rozdziałami ;( Szkoda ;(
To tyle na dzisiaj ;) Do napisania ;d
Jeżeli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach piszcie w komentarzach lub na gg 42906624